czwartek, 28 listopada 2013

Korzenny pieczony indyk



Dziś w USA Święto Dziękczynienia - jedno z moich ulubionych świąt. Choć w Polsce nie jest obchodzone, to ja staram się o nim pamiętać. (W zeszłym roku jedliśmy dyniową babkę z polewą karmelową - polecam!) Oczywiście nie ze względu na amerykańską historię, ale po prostu uważam, że dobrze jest czasem zastanowić się nad życiem w takim czysto pozytywnym aspekcie, a po drugie dzięki temu świętu gorączka bożonarodzeniowa naturalnie się opóźnia :)
Z tej okazji upiekłam w tym roku indyka. Nie całego oczywiście, a samo udo. Nie mam zbyt dużego doświadczenia w pieczeniu mięs, więc wzorowałam się trochę na przepisie Nigelli z książki Christmas na świątecznego indyka, ale oczywiście pozmieniałam dużo według swojego gustu. I myślę, że indyk w takiej wersji może także śmiało spocząć na świątecznym stole!
Komentarz Pana Małżonka brzmiał mniej więcej tak: "O ja! Jak ty to zrobiłaś, że to mięso jest takie... smaczne? No bo zawsze się marynuje, ale tu naprawdę czuć ten smak!". No i tak właśnie jest. Mięso ma spieczoną skórkę, a w środku jest naprawdę do ostatniej nitki nasiąknięte bardzo aromatyczną, gęstą, słodką i rozgrzewającą marynatą.
Dodatkowo, dzięki temu, że moi Panowie spóźnili się na obiad ponad godzinę i indyk czekał w wyłączonym piekarniku, to sos się pięknie skarmelizował, co jednakowoż nie wpłynęlo na jakość mięsa. Polecam tę metodę, choć mnie wyszła całkiem przez przypadek ;)

po 1. r. ż. 

Składniki:
1 udziec z indyka (ok. 2 kg)*
1 pomarańcza
2 łyżeczki ziaren pieprzu
1 łyżeczka ziaren ziela angielskiego
1 laska cynamonu
1 łyżeczka ziaren anyżu
4 goździki
2 łyżeczki czubrycy zielonej
1 łyżeczka ziaren gorczycy
4-centymetrowy kawałek świeżego imbiru
1 czerwona cebula
1 łyżka soli
1 łyżka cukru trzcinowego
1 łyżka miodu
1-2 szklanki wody

dodatkowo: 2 łyżeczki gęsiego smalcu, 2 łyżeczki syropu klonowego

Dzień wcześniej do dużej miski wyciskamy sok z pomarańczy i wrzucamy jej pozostałości (ze skórką). Dodajemy wszystkie przyprawy, pokrojony imbir, przekrojoną na 4 części cebulę, sól, cukier, miód, dolewamy wody i wszystko mieszamy. Do marynaty wkładamy umyte i pozbawione ścięgien mięso, przykrywamy i wstawiamy do lodówki na noc.

Następnego dnia wyjmujemy mięso z lodówki na ok. 1-2 godziny przed pieczeniem, żeby osiągnęło temperaturę pokojową.
Wstawiamy piekarnik na 220ºC z termoobiegiem.
Wymujemy mięso z marynaty. Smarujemy gęsim smalcem (lub innym tłuszczem), przekładamy do brytfanny**, polewamy syropem klonowym i wstawiamy do nagrzanego piekarnika. Po ok. 15-20 minutach zmniejszamy temperaturę do 190ºC, przykrywamy mięso i pieczemy jeszcze ok. godzinę. Wyłączamy piekarnik i pozwalamy mięsu spokojnie wystygnąć w zamkniętej brytfannie.

Oryginalnie dziękczynnego indyka powinno się podawać z tłuczonymi ziemniakami, ale my zjedliśmy go w towarzystwie soku aroniowego (od Mojej Mamy), marynowanych gruszek oraz mojej najulubieńszej sałatki z gotowanych buraków, ogórka kiszonego i cebulki.


Smacznego!


* Ja kupiłam udziec bez kości, bo innego nie było, ale gdybym mogła, kupiłabym z kością, choć wówczas może zmienić się czas pieczenia!
** Do brytfanny przełożyłam też cząstki cebuli, co spotkało się z niemałym aplauzem :)


Tu widać indyka zaraz po wyłączeniu piekarnika. Później bardziej się skarmelizował.



1 komentarz:

  1. Matysiak obejrzawszy zdjęcia skomciał: "taka to se pożyje" ;) :*

    OdpowiedzUsuń