czwartek, 18 grudnia 2014

Kruche razowe cynamonowe ciasteczka



Tup tup tup... Szuranie stołka... Niebezpieczny dźwięk otwierania ceramicznego pojemnika na ciasteczka... Chrupanie.
Takie dźwięki budzą mnie, odkąd napiekliśmy z Panem Synkiem tonę pierniczków (z tego przepisu). Co prawda miały być głównie na choinkę i do ozdoby kuchennego okna, ale przezornie podwoiłam w tym roku porcję, a i tak zastanawiam się, czy do Świąt przetrwa choć kilka.
Mam zatem w zanadrzu jeszcze porcję takich biscotii/cantucci, które na szczęście mogą leżakować dużo dłużej.

Kiedyś wydawało mi się, że przedświąteczna gorączka absolutnie nie sprzyja żmudnemu kulaniu i wycinaniu ciasteczek. Jest przecież do zrobienia cała masa rzeczy: sprzątanie, prezenty, keksy, makowce, kaczki, kluski z makiem, kompot z suszu... Samo się to przecież nie zrobi!
Ale w tym roku przygotowania zaczęłam wyjątkowo wcześnie. Już w listopadzie miałam zamkniętą listę prezentów - wszystkie kupiłam przez internet. Pan kurier przyniósł, a ja tylko popakuję. Myślę, że to pakowanie zajmie mi więcej czasu niż sam "szoping". W związku z tym, że na myśl o galeriach handlowych (tym bardziej w grudniu) dostaję wysypki, to jestem z siebie naprawdę bardzo dumna!
Sprzątanie, przestawianie mebli, choinka - wszystko już ogarnięte. Dodatkowo w tym roku przygotowania kulinarne podzieliłyśmy z Mamą, Babcią i Bratową. I szczerze polecam taki układ, bo co 4 pary rąk, to nie jedna! Stres i praca rozłożone na kilka osób zdecydowanie tak nie męczą.
A zatem w tym roku przed Świętami mam wyjątkowo dużo czasu. I z radością wykorzystuję go na to żmudne, ale radosne i spokojne kulanie i wycinanie. Poza tym ciasteczka można przechowywać dłużej niż np. torty z kremami czy drożdżowe strucle, więc zapasy tworzę już od ładnych kilku dni. W rytmie (znienawidzonych już szczerze przez Pana Małżonka) oklepanych gwiazdkowych hitów Franka Sinatry.
W napływie dobrej aury i zbytku czasu postanowiłam też przygotować mały poczęstunek na nasze przedszkolne spotkanie świąteczne. Po rodzinnej konsultacji padło na ciasteczka "chołinki". Co prawda rok temu piekłam już ciastka w tym kształcie, ale w tym roku postanowiłam spróbować czegoś nieco innego, choć z pozoru bardzo podobnego. Wymyśliłam zatem razowe (niech biedne dzieci choć na chwilę odsapną od szklaków i glukozowo-fruktozowych mikołajków) kruche ciasteczka, z mocnym świątecznym akcentem cynamonu, nutą pomarańczy i ekhm... niezobowiązującą czekoladową dekoracją ;)
Śmiesznie wyglądał częstujący Pan Synek w białej koszuli, czerwonej muszce i z wielką puszką ciastek!


po 1. r. ż. 

Składniki na 25-30 ciastek:
1 1/2 szklanki mąki razowej (+ ewentualnie 2-3 łyżki*)
2/3 szklanki cukru trzcinowego
3 łyżeczki cynamonu
1 kostka zimnego masła (200 g)
1 jajko

opcjonalnie: skórka starta z 1/2 pomarańczy, stopiona czekolada do dekoracji

W dużej misce mieszamy mąkę z cukrem i cynamonem. Wrzucamy posiekane zimne masło i rozcieramy w palcach jak na kruszonkę (można też posiekać wszystko nożem na stolnicy). Dodajemy jajko (i ewentualnie skórkę z pomarańczy) i zagniatamy zwarte, miękkie ciasto.
Wkładamy do lodówki na przynajmniej 1/2 godziny.
Wstawiamy piekarnik na 190ºC. 
Ciasto wałkujemy na grubość ok. 4-5 mm i wycinamy dowolne kształty. Układamy na blachach wyłożonych papierem do pieczenia i pieczemy partiami ok. 5-8 min (w zależności od wielkości foremek). Studzimy na kratce.
Wystudzone ciasteczka można przyozdobić np. roztopioną czekoladą.

Smacznego!


* Różne typy mąki w różnym stopniu "piją" płyny. W zależności od wielkości jajka mogą być potrzebne dodatkowo ze 2-3 łyżki mąki albo zimnej wody. Należy to zweryfikować wg własnego uznania podczas zagniatania ciasta :)




[A tak mniej więcej wyglądało nasze tegoroczne pieczenie pierniczków ;)]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz