Lato to dla mnie mało blogowy czas. Wczoraj na przykład przez cały dzień zjadłam: na śniadanie na plaży piknikowe prowianty (kilka kabanosów, trochę sera, kawałek chrupiącego chleba), a potem miliard owoców i na kolację jajko na miękko. I czym tu się chwalić na blogu?
Choć sezon jest właściwie na wszystko, to ja mało gotuję, bo dużo jesteśmy poza domem, a poza tym większość naszych potraw jest właściwie gotowa do spożycia tuż po kupieniu i umyciu.
Jest jednak jedna działka kulinarna, której poświęcam sporo troski nawet w upalne dni. Wyszarpuję cenne minuty z napiętego plażowo-spacerowego planu dnia, żeby czyścić słoiki, odmierzać cukier, naklejać etykietki. Nie wyobrażam sobie bowiem zimy bez letnich przetworów. Nie pamiętam, kiedy ostatnio kupiłam w sklepie dżem i jestem z tego niezwykle dumna. Są tacy, co mówią, że się nie opłaca. Ale kiedy dostajemy za darmo (albo po cenie "rodzinnej") świeżutkie, pachnące, niepryskane owoce, to chyba temat do dyskusji po prostu się urywa. Zwłaszcza że - spójrzmy prawdzie w oczy - zrobienie kilku słoiczków dżemu to nie takie wielkie przedsięwzięcie. Może gdybym miała przerabiać setki kilogramów owoców, to bym się zastanowiła, ale nam w zupełności wystarcza po kilka słoiczków truskawek, malin, borówek, moreli czy jabłek i jesteśmy gotowi na cały rok :)
Przypominam zatem moje coroczne letnie słoiczkowanie.
I w tym roku zapraszam na nowość: konfiturę z agrestu.
Z garczka zielonych kulek agrestu wychodzi niezwykła w smaku, słodka, a zarazem kwaśna burgundowa konfitura dla koneserów. Czyż nie ma w tym magii?
po 1. r. ż.
Składniki:
1 1/2 kg agrestu
ok. 2 szklanek cukru trzcinowego*
1 łyżka ekstraktu z wanilii
(opcjonalnie: skórka i sok z połowy cytryny)
Agrest dokładnie myjemy. Można go pozbawić ogonków, ale według mnie nie jest to konieczne. Zasypujemy cukrem (oraz ewentualnie dodajemy cytrynę) i gotujemy, mieszając od czasu do czasu przez ok. 2-3 godziny. Zostawiamy do ostudzenia (najlepiej na noc).
Następnego dnia (lub po kilku godzinach) dodajemy wanilię, ewentualnie dosładzamy i gotujemy jeszcze ok. 1 godziny do uzyskania pożądanej konsystencji.
W tym czasie w piekarniku nastawionym na 120ºC wypiekamy słoiczki przez ok. 20 min.
Do ciepłych słoiczków przelewamy gorącą konfiturę, zakręcamy dokładnie i odstawiamy do góry denkami pod koc lub ręcznik do ostudzenia.
Następnie tagujemy i odkładamy do spiżarni/piwnicy, by czekały na swoje pięć minut przy akompaniamencie zimowych gofrów czy naleśniczków :)
Smacznego!
* Ilość cukru zależy od preferencji. Lepiej zacząć od mniejszej ilości i ewentualnie później dosłodzić. Należy pamiętać, że konfitura powinna zachować agrestowy charakter słodkiego delikatnego wnętrza, ale i kwaskowatego posmaku skórki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz