wtorek, 7 lipca 2015

Rozszerzanie diety niemowlaka (BLW kontra papki)


Czas leci nieubłaganie. Ale pamiętajcie: to tylko dzieci rosną, my się nie starzejemy! Choć Panna Córeczka tydzień temu skończyła pół roku, dla mnie wciąż jest tą maluśką gąsienicą. I nie szkodzi, że już prawie siedzi, prawie czworakuje, chichra się z żartów brata, ma swoje preferencje, a spod jej dziąseł przebija coraz więcej bieli. Ja się przecież nie postarzałam o te pół roku, no bo jak to możliwe? Dojrzewam może trochę emocjonalnie, ale poza tym - nic. Nie widzę siwaków, które pojawiają mi się na przedziałku, kresek pod oczami i przy ustach. Wciąż jestem zgrabna i powabna. Uwielbiam czytać o przygodach Pippi Pończoszanki i z niemniejszą radością niż Pan Synek odkrywam uroki czytanych mu wieczorami polskich legend (spisanych przez moją najukochańszą Wandę Chotomską).
Jak mawia moja babcia: tylko skorupka się starzeje, a w środku człowiek się nie zmienia. Cały czas jest świeży. Jeśli tylko chce.
Myślę, że ciągły rozwój sprawia, że tak właśnie możemy się czuć. Bo z jednej strony mogłabym uznać, że mam już wszystko, co chciałam: świetnego męża, piękne i madre dzieci (chłopca i dziewczynkę - score!), wykształcenie, wymarzoną pracę, wygodne mieszkanie. Mam to.
Ale z drugiej strony... w miniony weekend nauczyłam się pływać. Tak, dopiero! I jestem z tego niezwykle dumna. Do tej pory mimo licznych prób cierpiałam na paniczny lęk przed utratą gruntu. Jeśli pływałam, to tylko do głębokości mniej więcej 1,5 m. Inaczej wpadałam w panikę. Ale - jak się okazuje - człowiek może pięknie dojrzewać przez całe życie. Przestać być control freakiem. Opuścić strefę komfortu, którą sobie nabudował wytłumaczeniami, szufladkami, łatkami.
W ubiegłą sobotę pojechaliśmy z moimi siostami ciotecznymi i ich rodzinami do domku nad jeziorem. Oj, trochę nas tam było, w porywach do 30 osób, w tym 9 dzieci! Gwar, rwetes, wszędzie jakieś klapki, pływaczki, farbki, butle, smoczki, łopatki, pestki po owocach. Czułam się jak - nomen omen - ryba w wodzie. Z racji upałów wszyscy chłodzili się wodą. Wtem! Okazało się, że ja też mogę. Po prostu sobie popłynęłam do skraju pomostu, a pod moimi stopami otchłań na ładnych kilka metrów. I wcale nie wyobrażałam sobie tej sceny jak plakat do filmu "Szczęki" (dla tych, co nie pamiętają: link ;)). Było doskonale!
I tak obserwując ten cały harmider związany z dziećmi i mój osobisty milowy krok, wpadłam na takie właśnie letnie przemyślenia może nieco w stylu Paulo Coelho ;) O tym, że jeśli człowiek nie przestaje być dzieckiem - w kontekście tego, że dzieci mają naturalną niepohamowaną potrzebę poznawania świata i siebie - to wtedy dopiero poznaje smak szczęścia.

Dla ponad półrocznej już Panny Córeczki ma to sens dosłownie i w przenośni, bo od kilku ładnych tygodni poznaje ona nowe smaki. Z racji tego, że zaczęła kiepsko przybierać na wadze (tu znów podejrzewam nietolerancję laktozy i być może - jak u chłopaków - alergię na kazeinę), zaczęliśmy rozszerzanie diety szybciej niż chciałby tego poręcznik do BLW (tych, którzy nie wiedzą, co to za magia, odsyłam na stronę). O ile Pan Synek szedł kropka w kropkę zgodnie z "programem", tak tu musiałam znowu wydostać się z usztywnień własnych zasad. Sprawa stanęła na ostrzu noża i po licznych próbach z innymi rozwiązaniami okazało się, że albo podajemy butlę i ryzykujemy całkowite zejście z piersi, albo dajemy warzywka, które prędzej czy później i tak będzie jadła. Wybrałam opcję drugą, choć kosztowało mnie to sporo wysiłku emocjonalnego. Kierowałam się jednak między innymi tym, że sama główna zainteresowana wykazywała (za pomocą machania łapkami i wpychania paluszków do buzi postronnym) ewidentną ciekawość w stosunku do jedzenia, które my pochłaniamy.
W związku z tym jednak, że Panna Córeczka jest jeszcze mała i nie siedzi sama, trzeba było włączyć kreatywność. Żeby całkowicie nie rezygnować z BLW, opracowałam własną autorską metodę łączoną. Z góry zaznaczam, że nikomu nie zamierzam wciskać, że to jest jakaś cudowna technika ratująca dzieci przed całym złem tego świata, ale tylko po prostu nasze doświadczenie. Nam się to sprawdza, więc opisuję. Niech zostanie na pamiątkę i może ku inspiracji dla osób, które też mają jakieś problemy.

A wygląda to tak, że gotuję na parze warzywa (dość porządnie, nie al dente!) i część odkładam do ostygnięcia, a część wrzucam do wysokiego pojemnika. Dodaję trochę wody z gotowania, kapkę jakiegoś tłuszczu (oliwy prosto z Włoch, oleju lnianego lub kokosowego) i miksuję. Następnie układam Pannę Córeczkę w bujaczku, blokując funkcję bujania i podaję jej do łapki ugotowane warzywko w całości, a do buźki łyżeczkę z papką. Staram się przy tym zachować najważniejsze w mojej opinii aspekty BLW, czyli przede wszystkim bacznie ją obserwuję. Pozwalam jej na własną rękę poznać kształt, konsystencję, wygląd i smak jedzenia. Upewniwszy się, że aktualnie nie ma nic w buzi pokazuję łyżeczkę, a gdy otwiera, aplikuję jej papkę. Muszę pamiętać, żeby nie wpaść w pułapkę "zjedz wszystko" i być uważną na sygnały zdradzające koniec zainteresowania jedzeniem. Nie wpychać na siłę!
Plusem tej metody jest to, że widzę wyraźnie, ile zjadła i mam pewność, że będzie najedzona, ale z drugiej strony mam przekonanie, że to ona wciąż ma nad tym wszystkim większą kontrolę.

Gotuję raz na dwa dni. Drugiego dnia odgrzewam warzywka znowu na parze. Co kilka dni wprowadzam coś nowego, ale staram się łączyć ze znanymi już smakami. Niedawno wprowadziliśmy też drugie danie w ciągu dnia. A zatem Panna Córeczka jada warzywny brunch po pierwszej drzemce ok. godz. 11, a po południu ok. 16 owocowy podwieczorek.

Do tej pory Panna Córeczka jadła już (kolejno):
  • warzywa: ziemniaki, kalafior, marchewkę, brokuły, bataty, fasolkę szparagową, cukinię, koperek, ogórka, pietruszkę (korzeń)
  • owoce: maliny, poziomki, mango, banany, brzoskwinie
  • ziarna: proso (kasza jaglana, chrupki jaglane), ryż (także w postaci wafli ryżowych)

Staram się kupować wszystko "eko" i według klucza sezonowości i lokalności, ale nie zawsze mi się udaje. Tym niemniej jakoś specjalnie się nie przejmuję. Najważniejsze dla mnie jest, żeby jej smakowało i żeby był progres! :) 





5 komentarzy:

  1. Kasia wiecej takich tematow:) jestem dwa kroki za Toba. Chetnie sie poinspiruje ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram! Też za chwilę będę potrzebowała podobnych wskazówek :)))

      Usuń
  2. Kasia wiecej takich tematow:) jestem dwa kroki za Toba. Chetnie sie poinspiruje ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. BLW górą. Nie zjadłąbym sama...bełta ze słoika :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem pod wielkim wrażeniem. Świetny artykuł.

    OdpowiedzUsuń