czwartek, 11 września 2014

Razowe mini calzone


Już od dobrych trzech tygodni w kulinarnych internetach szemrania, że jesień. Tu i tam pojawiła się dynia, jakieś pasty kanapkowe (że niby czas do szkoły), ciepłe zupy, cynamon, kardamon... Dość skutecznie wypierałam te myśli i udawałam, że tego wszystkiego nie widzę. Tymczasem drobne krople, małe zdarzenia powoli docierały do mojej świadomości. Kilka dni temu wypatrzyłam całkiem niechcący w trawie błyszczący kasztan i nieopodal jego opuszczony kolczasty pancerzyk. Wczoraj zobaczyłam, jak spada z drzewa pożółkły liść. Dziś po odsłonięciu rolet moim oczom ukazał się świat za mgłą, a termometr wskazał 12 stopni. No cóż. Poddałam się. Zauważyłam, że sama wracam do cieplejszych klimatów, kocyków, sweterków, imbirowej herbaty. Czas uzbroić się w dobre myśli i zapas powideł, nie ma co.
A tymczasem powitaliśmy nowy rok szkolny, który dla mnie wiąże się z wieloma zmianami. Zaczynam nowe, ale wiem, że jeszcze wiele nowego przede mną. Piszę, planuję, obmyślam, działam.
Podjęłam nawet jakieś kroki w temacie tak zwanych drugich śniadań, czyli tego, co możemy bezpiecznie zabrać ze sobą. Żeby nie było za nudno, żeby pamiętać jeszcze o wakacjach (może ktoś w tym roku odwiedził słoneczną Italię?), żeby zjeść coś swojego, domowego, przyjemnego, wymyśliłam między innymi mini calzone. Chrupiące razowe bułeczki z aroamtycznym wnętrzem, może nieco trudniejsze w przygotowaniu niż zwykła kanapka, ale za to jakie pyszne!
Wyobrażam sobie, że w czasie przygotowania takiego pierożka zamyka się w jego środku pewne emocje, które podczas jedzenia wydostają się z powrotem na zewnątrz i otaczają jedzącego.
Kiedy między jednym łykiem kawy a zapełnianiem kalendarza, zabierałam się za takie calzone, myślałam o moich chłopakach, którzy wywieźli swoje egzemplarze do różnych placówek. I o tym, co będziemy robili wieczorem, kiedy już wszyscy będziemy razem w domu.


od 10. m. ż. 

Składniki na 6-8 sztuk*:
ciasto:
2 1/2 szklanki pełnoziarnistej mąki orkiszowej
1 paczka suchych drożdży (7g) lub łyżka świeżych (ok. 15-20 g)
1 łyżeczka soli
1/2 łyżeczki cukru trzcinowego
2 łyżki oliwy
3/4 - 1 szklanki ciepłej wody

sos:
2 średniej wielkości pomidory
1 duży ząbek czosnku
garść świeżych ziół (oregano, bazylia itp.)
sól i cukier do smaku
1 łyżka oliwy

dodatkowo:
starty żółty ser
pokrojone warzywa i inne dodatki wg uznania (u mnie salami, cebula i oliwki)

Mąkę przesiewamy do dużej miski i robimy w niej zagłębienie, w którego środek kruszymy świeże drożdże, zasypujemy cukrem i wlewamy 2-3 łyżki ciepłej wody. Odstawiamy na 10-15 min, aż drożdże się rozbudzą. [Z suchymi drożdżami można pominąć proces przygotowania zaczynu.] Następnie dodajemy resztę składników i wyrabiamy ciasto przez kilka minut ręcznie lub mikserem (końcówką z hakiem), dodając stopniowo wodę. Przykrywamy ciasto ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce do czasu podwojenia obiętości, na ok. 1-1,5 godziny.

W tym czasie dobrze jest zrobić sos, aby zdążył wystygnąć, zanim nałożymy go na ciasto.
Pomidory obieramy ze skóry, kroimy na duże kawałki. Na patelni rozgrzewamy lekko oliwę i wrzucamy pomidory. Smażymy na wolnym ogniu ok. 15-20 min, mieszając od czas do czasu. Zioła i czosnek drobno siekamy i dodajemy do pomidorów. Smażymy kolejne 10 min, aż pomidory całkiem się rozpadną i większość wody wyparuje, a sos będzie miał konsystencję ketchupu. Odstawiamy do wystygnięcia.

Wstawiamy piekarnik na 200ºC.
Wyrośnięte ciasto wyrabiamy jeszcze przez chwilę. Dzielimy na części, a każdą z nich wałkujemy na okrągły placek. Nakładamy sos i dodatki, posypujemy serem i zlepiamy brzegi jak przy lepieniu pierogów.
Przekładamy na formę wyłożoną papierem do pieczenia. [Można posmarować wierzch roztrzepanym jajkiem.] Pieczemy ok. 20-25 min, studzimy na kratce.
Dobre nawet na drugi czy trzeci dzień na zimno lub odgrzane w piekarniku lub opiekaczu. 

Smacznego!


* Ciasto i sos z mojego wypróbowanego po stokroć przepisu na pizzę - z niewielkimi zmianami :)




3 komentarze: